Camp Nou dla sportu jest niczym Sagrada Familia dla Kościoła. Zwiedzanie rozpoczęliśmy od muzeum, gdzie mogliśmy dostrzeć dziesiątki zdobytych przez FC Barcelonę trofeów. Nie ominął nas widok z trybun, podglądanie szatni zawodników, wyszliśmy również na murawę. Ogrom stadionu mogliśmy podziwiać z jego korony i loży dziennikarskich. Nie obyło się oczywiście bez zakupów w fanshopie.

Potem dwie godziny spaceru i byliśmy w przepięknym kompleksie olimpijskim. Stamtąd rozpościerała się piękna panorama miasta. W muzeum olipijskim pełno było pozostawionych przez mistrzów trofeów i pamiątek. Na przykład buty Michaela Jordana czy rower Miguela Induraina. Można było sprawdzić swoje umiejętności w skoku dosiężnym  i skoku w dal. W obu konkurencjach okazaliśmy się lepsi od turystów z Niemiec.

Wieczorem czekała nas miła niespodzianka. Okazało się, że zostaliśmy zaproszeni na imprezę charytatywną. Był to koncert zespołu z Barcelony, oraz DJa, który uważany jest za jednevo z najlepszych w Hiszpanii. Choć słów może nie rozumieliśmy, to daliśmy sie porwać muzyce. Staliśmy się również częścią programu telewizji państwowej.

Osoby pragnące nieco innej rozrywki poszukały mocnych wraźeń grając w mafię.

Sobota to czas Gaudiego. Ciekawe jak wyglądają jevo domy...